Anime Yaoi.

Wszystko o yaoi z anime ;)

Ogłoszenie

Rejestrujcie się, udzielajcie, budujcie z nami to forum! Każda pomoc mile widziana.

#1 2011-01-17 21:53:38

 Nojka

Administrator

Skąd: Głogów
Zarejestrowany: 2010-10-12
Posty: 34
Punktów :   
WWW

To takie irytujące...

Tytuł: To takie irytujące...
Autor: Jumii
Rating: +13 powiedziałabym, więc wstawiam tutaj, bo do +15 raczej się nie zalicza : P
Długość: Miniaturka
Ostrzeżenia: Schematyczne, ociekające różem, mięciutkie i pluszowe opowiadanie. Jeśli ktoś szuka odkrywczego tekstu pełnego aluzji, metafor, porównań, zakrętów - to nie tutaj: P Opowiadanie było typowym "odstresowywaczem" pisanym tylko i wyłącznie dla funu, jako odprężenie i przerwa w innych.
Przewinęło się już przez yaoifan i mojego blożka.

4 września 2010

Pełna sala. Jak zwykle. Światła przyciemnione, gwar dobiegający od strony publiczności powoli cichł... aż w końcu nie było słychać nic.
Brawa, chwila skupienia i przymknięte oczy. Znów cisza. Wstrzymany oddech, kiedy podnosiłem smyczek...
I nagle do auli wpadł ON.
Rudowłosy, zdyszany, w zwykłej bluzie i jeansach. Kpił sobie ze mnie. Roześmiał się, kompletnie ignorując fakt, że mierzę go morderczym spojrzeniem, a smyczek nadal mam wzniesiony ku górze. Spojrzał na mnie tymi swoimi niebieskimi ślepiami...
A ja już wiedziałem, że nie ma dla mnie ratunku.
Ależ nie, nie chodzi tu absolutnie o scenę jak w tanich romansidłach - "spojrzałem mu w oczy i już wiedziałem, to ten jedyny, wymarzony!" - ten szczeniak po prostu już nie dał mi spokoju.
Od pierwszej chwili, kiedy zamiast zachować ciszę z jego ust wydobyło się głośne "WOOOW!" i kiedy wbrew wszelkim regułom przepchał się pod scenę i usiadł na schodach z boku.
Już wtedy wiedziałem.
Zacząłem przedstawienie. Łagodne nuty, płynące powoli przez salę, wprost do uszu publiki, zachwycone spojrzenia, nieliczne szepty. Po chwili o wiele więcej drapieżności w kolejnym utworze. Smutek w następnym.
Odbierają wszystko, mogę nimi manipulować wedle swojego widzimisię.
Tylko nie ten mały. On sprawiał wrażenie cieszenia się ze wszystkiego.
Wkurzający...!
Po koncercie jak zawsze - zasłużone gratulacje, komplementy, fala bezgranicznego uwielbienia. Mężczyźni poklepują mnie po ramionach - ubrudzą mój idealny, biały garniak! - a kobiety rozpływają się nad czystą grą. Uczniowie z zazdrością spoglądają z kąta, nieliczni podejdą, pogratulują.
I nagle dopadł mnie ten szczeniak.
- Ja nie mogę, ale zajefajnie grałeś! - wrzasnął drażniąc moje uszy zbyt dużą ilością decybeli.
- Nikt nie nauczył cię jak zachowywać się w takich miejscach? - prychnąłem lekceważąco.
- To tylko szkoła muzyczna, co się tak oburzasz? - wzruszył ramionami, a w jego oczach zauważyłem niebezpieczne błyski.
- Szkoła muzyczna, nie szkoła muzyczna - koncert jest koncertem i takie zachowanie to brak szacunku dla artysty - oznajmiłem wyniosłym tonem i spojrzałem na niego z góry. Mogłem sobie na to pozwolić, bo sięgał mi zaledwie do brody.
- W której jesteś klasie? - spytał nagle ignorując moją wypowiedź.
- Trzecia drugiego stopnia, szczeniaku - prychnąłem. Denerwował mnie jak mało kto.
- Wyglądasz na szóstą, wiesz? - roześmiał się, co jeszcze bardziej mnie zirytowało. - Ja jestem w pierwszej. Mateusz, miło mi. - Wyciągnął dłoń w moją stronę. Z czystej grzeczności podałem mu ją.
- Olek.
- A ile masz lat? - spytał przyglądając mi się zaciekawiony. Zdecydowanie za dużo pytań. Zaczynała mnie już boleć głowa.
- 19... a zresztą, daj mi spokój! - nie wytrzymałem i znów westchnąłem ciężko. Przy tym małym wzdychanie chyba wejdzie mi w nawyk.
- Tylko dwa lata starszy? - zdziwił się. Nie powiem, ja też. Zdecydowanie nie wyglądał na 17-latka. Przydługa grzywka co chwilę opadała mu na oczy. Nie powiedziałem już nic więcej tylko odwróciłem się i poszedłem rozmawiać z kumplem, którego wyhaczyłem przed chwilką, bo przechodził gdzieś obok. Wybawienie!
Tak wtedy myślałem...

8 września 2010

- Aleksandrze, zostań na chwilę po lekcjach. - Kiwnąłem głową. Historia Muzyki zdecydowanie nie była moim ulubionym przedmiotem, ale działałem w samorządzie uczniowskim, a nauczycielka była jego opiekunem. Naturalnym zjawiskiem było, że często zatrzymywano mnie po skończonych zajęciach.
- Co się stało, proszę pani? - spytałem grzecznie i uśmiechnąłem się. Jej oczy przez chwilę zakryła rozmarzona mgiełka - dobrze wiem jakie robię wrażenie! - ale po chwili opamiętała się.
- Do naszej szkoły w tym roku przyszedł nowy uczeń. Nie chodzi o pierwszy stopień, tylko o drugi, przeniósł się tu z innej placówki co jak wiesz rzadko się zdarza. Czasem odnalezienie się w nowej szkole jest trudne a tę znasz jak własną kieszeń i na dodatek jesteś przewodniczącym samorządu... w skrócie chcę, żebyś się nim zaopiekował - popatrzyła na mnie niepewnie, a ja pokiwałem głową i znów posłałem jej jeden z ładniejszych firmowych uśmiechów.
- Oczywiście, proszę pani. Będzie to dla mnie czysta przyjemność.
- Uff... tylko proszę, nie zrażaj się, bo jest to dosyć... oryginalna osobowość - roześmiała się nerwowo. - A może lepiej będzie jak ci go przedstawię? Poczekaj chwilkę.
Wyszła z sali, a ja wedle jej życzenia czekałem, zastanawiając się co też za dziwaka przyprowadzi.
- To... to jest właśnie ten uczeń. - Weszła do sali i popchnęła chłopca przed siebie. Zamarłem.
- ON?! - moje zdziwienie było naprawdę ogromne. Zdenerwowanie też. Szybko jednak się zrehabilitowałem. - To znaczy, bardzo miło mi cię poznać. Mam nadzieję, że polubisz tę szkołę - uśmiechnąłem się. - Na czym grasz?
Spojrzał na mnie dziwnie ale na szczęście nie wyjechał z żadnym żenującym tekstem.
- Na flecie.
- Flet! Cudnie! - zainteresowałem się sztucznie i wyłapałem zachwycone spojrzenie nauczycielki.
- Zostawię was samych. Aleksandrze, pokaż mu szkołę.
- Oczywiście. - Kiwnąłem głową i pociągnąłem małego za sobą, wychodząc z klasy.
- Aleksandrze...? Brzmi jak imię dla psa - syknął a ja palnąłem go w tył głowy.
- No super, teraz jeszcze ty zwaliłeś mi się na łeb! - mruknąłem a on spojrzał na mnie urażony.
- A przed chwilą to taki milutki był - burknął, ale nie miałem zamiaru przejmować się jego fochami.
- Chodź, pokażę ci tą szkołę. Miejmy już to z głowy. - Poddałem się i zwolniłem.
Przez najbliższe pół godziny pokazywałem mu klasy, opisywałem nauczycieli, a on co jakiś czas rzucał "dowcipnymi" uwagami, które tylko podsycały moje zdenerwowanie i niechęć do niego.
Kiedy w końcu mnie pożegnał i poszedł na swoją lekcję instrumentu nie mogłem się powstrzymać i głośno westchnąłem z ulgą. Obecność tego chłopaka była taka męcząca...
Ja nie miałem już lekcji, więc ze spokojem poszedłem do domu. Nareszcie.

20 września

- Hej, Olek! OLEK! - ktoś szarpał mnie za rękaw, a mi dopiero teraz udało się to zauważyć. Czy ja już kiedyś nie mówiłem, że proszę o NIE PRZESZKADZANIE mi w trakcie czytania?
- Czego znowu? - westchnąłem i odłożyłem lekturę obok. Błyszczące, niebieskie oczy wpatrzone we mnie. Znowu...
- Co tam ciekawego czytasz? - spytał uśmiechając się.
- Nic, co mogło by cię interesować. A teraz proszę cię, nie przeszkadzaj - warknąłem, zapewne niezbyt przyjaźnie, ale nie obchodziło mnie to. Chciałem tylko chwili spokoju, czy to naprawdę tak wiele...?
- Nie bądź taki! Dlaczego zawsze jesteś dla mnie wredny? - burknął obrażony i splótł ręce na piersi. Wyglądał jak dziecko, któremu nie kupiono na święta wymarzonej zabawki. Wzniosłem oczy ku niebu.
- A ty dlaczego zawsze musisz być taki irytujący? - pokręciłem głową i wstałem z ławki, na której aktualnie miałem zamiar odpocząć. Park we wrześniu może nie jest już tak piękny jak w przecudnym październiku, ale nadal lubiłem tu przebywać. Cicho. Spokojnie.
A przynajmniej powinno tak być.
Ruszyłem przed siebie, a dzieciak za mną. Włóczył się za moją osobą już od dłuższego czasu, co nie powiem, było denerwujące.
Cel? Namierzony! Czas zacząć polowanie! - to widziałem w jego oczach, stojąc na scenie, wtedy kiedy pierwszy raz go zobaczyłem.
Same kłopoty z tym małym...

2 październik

Przez najbliższy miesiąc musiałem się z nim użerać, wyjaśniać wszystkie kwestie związane ze szkołą i jej zwyczajami, a czasami nawet pomagać w lekcjach.
Zdecydowanie miałem dość. Dlatego z entuzjazmem przyjąłem propozycję mojego przyjaciela, a mianowicie - wyjście do opery. Tego mi było trzeba.
Dochodziła dziewiętnasta. W grafitowym garniturze, jak zwykle elegancki - włosy w kolorze jasnego blondu idealnie ułożone, ale tak, żeby sprawiały wrażenie jakby (dumny) właściciel nie poświęcił zbyt dużo czasu na układanie ich. Stałem przed wejściem do opery. Kilka kosmyków luźno spadających na miodowe oczy.
- Cześć, Olek. - Zielonooki brunet podszedł do mnie i uśmiechnął się lekko.
- Cześć. - Uśmiechnąłem się do niego. Zdecydowanie tego teraz mi trzeba. Towarzystwa jakiejś NORMALNEJ osoby.
- Co jest? Spięty jesteś. Zdenerwowało cię coś? - Stanął za mną, rozmasowując mi bark. Zamruczałem zadowolony.
- Wnerwia mnie taki pierwszak... muszę opiekować się szczeniakiem, a nie daje mi spokoju...
- Rozumiem. Zapomnij o tym dzisiaj. - Przytulił się do moich pleców. Ma rację. Dzisiaj tylko się odprężę.
- Chodźmy - powiedziałem jeszcze tylko i pociągnąłem go za sobą. Weszliśmy spokojnie do budynku.
Zajęliśmy miejsca gdzieś z tyłu, ale nie na tyle daleko, żeby nie słyszeć i nie widzieć tego co się działo na scenie.
Kiedy opuszczaliśmy to miejsce byłem w zdecydowanie lepszym humorze. Można nawet było określić mój nastrój mianem "dobry."
- Idziemy jeszcze coś zjeść? - spytał Michał, przyglądając mi się pytająco tymi swoimi zielonymi oczyma. Jak mogłem odmówić?
- Pewnie. Bardziej drożyzna czy zaszalejemy i pójdziemy na śmieciowe żarcie? - roześmiałem się radośnie. W uszach ciągle miałem głosy artystów co wprowadzało mnie w stan euforii.
- Nie wiem jak ty, ale ja mam ochotę zjeść coś niesamowicie niezdrowego - poparł moje myśli.
- No to zdecydowane. - Rozejrzałem się w okół i zauważyłem świecący bilbord jakiejś taniej knajpy. Pociągnąłem za sobą Michała i po chwili siedzieliśmy już w dusznym pomieszczeniu, nadal w garniturach, przez co ludzie siedzący w środku patrzyli na nas dziwnie. Ale co nas to obchodzi?
Zamówiliśmy po frytkach, okropnie tłustym cheesburgerze i kalorycznej coli.
Rozmawialiśmy raczej poważnie, o obejrzanej przed chwilą "Traviacie" i muzycznych aspektach spektaklu. Faktura, agogika, dynamika, melodyka, harmonika... analizowaliśmy wszystko, aż w końcu zmęczeni i najedzeni wyszliśmy.
Ku naszemu nieszczęściu niestety zaczęło padać. Michał jak zwykle rozsądnie i zapobiegawczo zabrał parasolkę, ale teraz - problem. Jak tu pod niedużą parasolką zmieścić się we dwójkę...? Parasol był typowo dla jednej osoby. Brunet pociągnął mnie za rękaw i objął jedną ręką, drugą trzymając parasol nad naszymi głowami. Nie wiedzieć czemu - zarumieniłem się. On był zawsze taki bezpośredni i niczym się nie przejmował...! Imponował mi.
- Odprowadzę cię i wrócę sobie na spokojnie - wyszeptał a ja kiwnąłem głową. Przytulił mnie jeszcze mocniej. Idąc musieliśmy wyglądać jak para... kilka nastolatek zachichotało na nasz widok, padł nawet komentarz: "Jak słodko!", przez co nawet ja poczułem się zażenowany.
- Co się tak rumienisz Oluś? - spytał nie patrząc na mnie a ja jeszcze bardziej zawstydzony opuściłem głowę.
- Wcale się nie rumienię - mruknąłem. - To od zimna. - Wymyśliłem na poczekaniu. Faktycznie, miałem na sobie tylko garnitur a październikowe temperatury nie należą do najwyższych.
- O mój Boże - wyszeptałem chwilę potem i mogę przysiąc, że zbladłem.
- Co się stało? - spytał raczej średnio zainteresowany Michał.
- To ten mały! - pisnąłem i ukryłem twarz wtulając się bardziej w niego. To jednak nie uchroniło mnie przed atakiem ze strony rudzielca.
- Cześć Olek! - zapiszczał na mój widok. Zrezygnowany spojrzałem na niego i chciałem odsunąć się od Michała, ale on w zaborczym geście przygarnął mnie do siebie.
- Cz...cześć - wydukałem, zdumiony spoglądając na bruneta. Rudego nie raczyłem obdarzyć uwagą przez dłuższą chwilę.
- Kto to? - spytał, nie bawiąc się - jak zwykle - w uprzejmości. Jego ton był... raczej nieprzyjazny.
- Mój znajomy, Michał - burknąłem, a on podał mu rękę i widziałem to - zmierzył go chłodnym spojrzeniem. Nie wiem czemu, ale nawet mi zrobiło się jakoś... niemiło.
- Aha. Znajomy? - powtórzył z akcentem znacząco unosząc brwi.
- Tak. ZNAJOMY. Pójdziemy już - syknąłem i szarpnąłem Michała za rękaw. Kiwnął głową. Odeszliśmy.
Rzuciłem w jego stronę jeszcze jedno spojrzenie. Stał w miejscu, z opuszczoną głową, moknąc.
Co za matoł... jeszcze się przeziębi...

3 październik

Po szkole, zwyczajowo, szkoła muzyczna. Wszedłem do klasy luźnym krokiem, pogwizdując nawet. Nie było jeszcze nauczyciela. Przyszedłem przed czasem, więc nie było się co dziwić.
Nagle drzwi do klasy otworzyły się a ja zobaczyłem stojącego w progu Małego.
Zdziwiony uniosłem brwi i popatrzyłem na niego przelotnie. Podszedł do mnie i z hukiem położył dłonie na mojej ławce.
- Chcę porozmawiać. TERAZ - syknął z jakąś dziwną zaciętością w głosie i spojrzeniu. Kilka osób zachichotało.
Szczeniak...
- Ach, rozumiem, musiałeś się zapewne znowu zgubić. - Roześmiałem się. - Chodź, pokażę ci jeszcze raz w której sali masz lekcje.
Pokiwał głową, ale widziałem, że jest wściekły. Nieważne. Moja reputacja nie ucierpiała.
- Kim był ten facet wczoraj? - zapytał od razu. Jak on mnie wkurzał swoim bezpośrednim zachowaniem, jak on mnie wkurzał...! W dodatku wścibski, zawsze musi wszystko wiedzieć.
- Mówiłem ci już, że to mój znajomy - westchnąłem. Czy on musi się we wszystko mieszać?
- Nie wyglądaliście jak znajomi! Bardziej... bardziej... wydaje mi się że jesteście parą! - dokończył na jednym oddechu i przymknął oczy. Schowałem dłonie do kieszeni.
- Nie obchodzi mnie co ci się wydaje. To mój znajomy. A nawet jesli by tak nie było to nie twoja sprawa. - Kątem oka dostrzegłem zbliżającą się nauczycielkę. - A teraz zmykaj, już wiesz, gdzie masz zajęcia? Jakby coś się działo to pamiętaj, że zawsze ci pomogę! - poczochrałem go po włosach i posłałem jeden z wypracowanego repertuaru sztucznych uśmiechów.
- Dogadujecie się, jak widzę. - Podeszła do nas nauczycielka. - To świetnie.
Mały nadal stał w miejscu i przyglądał mi się z nienawiścią w oczach.
- Coś się stało, Mateusz? - spytała zaniepokojona, ale on tylko pokręcił głową, odwrócił się i odszedł. Widziałem, że drżą mu ramiona.
Płakał...? Ale czemu...?

10 październik

Minął tydzień. Szczeniak najwyraźniej mnie unika.
Normalnie nie przejmowałbym się jego fochami, ale obiecałem się nim opiekować i gdyby nauczycielka zobaczyła kiedyś, że płacze (a ja już kilka razy to widziałem) to jej zdanie o mnie mogło by ulec zmianie, a tego nie chciałem.
Znalazłem go w szatni. Siedział skulony na ławce, schowany za wieszakami. Mały, bezbronny, cały drżał.
Zrobiło mi się go szkoda. Może rzeczywiście byłem trochę...oschły... ale taka moja natura! Nic nie poradzę!
Ukucnąłem naprzeciwko niego.
- No i czego ryczysz? - westchnąłem i nie wiedzieć czemu położyłem dłoń na jego głowie i poczochrałem go lekko po włosach. Miękkie kosmyki wplotły mi się między palce.
Podniósł głowę zaskoczony. Na policzkach miał mokre ślady, niebieskie oczy były matowe, ale teraz rozbłysnęły jakimś dziwnym błyskiem.
- Zostaw mnie. - Szarpnął się i ponownie schował buźkę. Dzieciuch!
- O co ci chodzi, Mały? - Tym razem postanowiłem się nie bawić. - Nagle nie wiadomo dlaczego i o co się obrażasz.
- Nic mi nie jest! - wymruczał niewyraźnie. Chwyciłem mocniej jego włosy i pociągnąłem lekko do góry, tak, żeby spojrzał mi w oczy.
- Mów. Nie obchodzą mnie żadne wymówki - powiedziałem z pewnością siebie charakterystyczną dla mojej osoby.
- N...no bo...- zaczął się jąkać. No, pięknie. - Ten Michał...
- Michał? A co ma Michał z tym wspólnego? - Teraz co mnie zdziwił. Co ma Michał do...
- Wy jesteście parą? - zapytał i spojrzał na mnie tym samym wzrokiem co wtedy.
- Idiota. Jasne że nie jesteśmy. - odburknąłem, a jego cała twarz nagle pojaśniała.
- Serio? - upewnił się jeszcze.
- Serio. Przecież mówiłem ci to już jakieś cztery razy! - jęknąłem i zakryłem sobie oczy dłonią. Nadal nic nie rozumiałem. - Nie powiedziałeś dlaczego ryczałeś.
- To... to już nic! - roześmiał się i przetarł oczy wierzchem dłoni. Wstałem.
- Wiesz, to co mówiłem przy nauczycielce to prawda. Jeżeli coś się będzie działo to... powiedz. - Nagle złapał mnie kaszel. Musiałem się gdzieś przeziębić...
Poczułem jak wtula się we mnie i chowa nos w zagłębieniu mojej szyi.
- Ej, Mały, to łaskocze. - mimowolnie się roześmiałem. Choć raz nic nie powiedział. Moje dłonie znalazły sobie miejsce na jego plecach. Taki drobny, mimo tego, że ma już 17 lat...

3 listopada

Rudy ma dzisiaj pierwszy koncert w tej szkole. Oczywiście, zgodziłem się przyjść i przede wszystkim - sam byłem ciekawy jego umiejętności. Nie wiedziałem czemu, ale jego obecność już nie irytowała mnie tak jak kiedyś, a zacząłem dostrzegać, że lubię słuchać tej jego paplaniny. Miał wyjątkowo przyjemny głos. I zabawnie się oburzał, kiedy roztrzepywałem mu włosy. I jeszcze...
- O, Olek! - usłyszałem zachrypnięty głos gdzieś za moimi plecami. Odwróciłem się i nieprzytomnym spojrzeniem obdarzyłem stojącego za mną Michała.
- A coś ty taki nieobecny? - zdziwił się. - Idziesz na koncert?
Kiwnąłem głową. Złapał mnie za nadgarstek.
- No to super, bo ja też. Zajmuję sobie miejsce obok ciebie!
- Jasne - uśmiechnąłem się, nadal nie do końca rozumiejąc co się do mnie mówi.
Kilka wykonań innych osób z jego klasy i w końcu się doczekałem... stanął na scenie, wyraźnie stremowany i szukał kogoś wzrokiem wśród publiczności. Jego spojrzenie zatrzymało się na mnie. Kiwnąłem głową i uśmiechnąłem się do niego.
- Zaczynaj - powiedziałem bezgłośnie a jego oczy znów zalśniły.
Popłynęły pierwsze nuty. Uderzyło mnie jak czysto i dobrze gra... było naprawdę nieźle. Wsłuchałem się w utwór, już całkiem tracąc kontakt z rzeczywistością. Cały czas patrzył mi w oczy, dopiero pod koniec przymknął je. Nawet się nie zorientowałem, kiedy skończył...
Rozległy się brawa. Nie mogłem się ruszyć. Zszedł już ze sceny a ja nadal patrzyłem w to samo miejsce... zahipnotyzował mnie.
Utworem? Wykonaniem? Spojrzeniem...?
Nie mogłem się już skupić na pozostałych wykonawcach. W głowie brzmiały mi ciągle delikatne, odległe i tajemnicze dźwięki fletu...
Szatnia była już pusta a ja nadal siedziałem w niej jak jakiś debil, z opuszczoną głową, z oczami zasłoniętymi za grzywką. Mało kiedy zdarzało się, żeby czyjaś gra do tego stopnia mnie zachwyciła. W zasadzie nawet mistrzowskie wykonania utworów fortepianowych Michała nie poruszały mnie do tego stopnia...a przecież nie grał aż tak zachwycająco.
Niebieskie tęczówki wpatrzone w moje, wydawało mi się, że gra tylko dla mnie...
- Głupek z ciebie i tyle - powiedziałem cicho do siebie. Chwila, chyba nie byłem już tu sam... Podniosłem wzrok.
- Michał? - spytałem zawiedziony. No tak. A kogo innego miałem się spodziewać? Wszyscy już wyszli. Kilka pojedynczych kurtek na wieszakach obok.
- Co tu jeszcze robisz? - zapytał i usiadł obok mnie. Popatrzył na mnie przyjaźnie.
- Siedzę... - odpowiedziałem inteligentnie. Przewrócił oczami.
- To widzę. Ładnie dzisiaj grali, prawda? Zwłaszcza ten na flecie... - zaczął obojętnym tonem a mnie coś ścisnęło w środku.
- Grał świetnie.
Uśmiechnął się tylko.
- Drżysz. Zimno ci? - spytał z troską a ja kiwnąłem głową. Zdjął marynarkę i zarzucił mi ją na ramiona po czym przytulił mnie do siebie. Poczułem się nieswojo. - Zaraz będzie cieplej... - wyszeptał mi do ucha jakimś dziwnym głosem odwróciłem głowę i zauważyłem że pochyla się w moją stronę... popchnął mnie tak, że obiłem się plecami o zimne drewno. Jedną ręką unieruchomił moje obie dłonie nad głową.
- Michał, co ty robisz? - mój głos zadrżał nerwowo. - Puść mnie!
- Cii... - szepnął i pocałował mnie. Brutalnie, mocno. Przez chwilę nie mogłem się ruszyć i nieświadomie uchyliłem usta w szoku z czego z chęcią skorzystał. Usiadł na moich udach i wsunął zimną dłoń pod koszulkę, muskając mój brzuch. Nie mogłem się ruszyć, byłem jak sparaliżowany... Drzwi zaskrzypiały.
Niebieskie tęczówki patrzyły na mnie z szokiem i jakimś nieopisanym żalem. Z oczu popłynęły mi łzy.
- Mały, przeszkadzasz... - warknął na niego Michał, a ja w końcu odzyskałem zdolność poruszania się. Zacząłem się szarpać. Chłopak już wyszedł, a mi w końcu udało się zrzucić go z siebie.
Złapałem w pośpiechu torbę i futerał ze skrzypcami i wybiegłem stamtąd. Nawet nie wiedziałem gdzie biegnę. Byle dalej...
Zatrzymałem się dopiero w parku, który był dosyć daleko od szkoły. Tylko Rudy wiedział, że tu przychodzę, nikt więcej... usiadłem na ławce i ukryłem twarz w dłoniach nie przejmując się strugami deszczu.
Tak upokorzony przez najlepszego przyjaciela...

15 listopada

Jakoś się poskładałem. Michał mnie przeprosił, ale przykro mi bardzo - zerwałem przyjaźń. Ktoś taki jak on... zranił mnie. Ufałem mu.
Od czasu koncertu nie rozmawiałem też z Mateuszem. Nigdy nie mogłem go złapać. Chciałem to wyjaśnić, jakoś się wybielić w jego oczach, pogratulować mu gry...
Na każdym kroku brakowało mi jego głosu, melodyjnego śmiechu. Chodziłem rozkojarzony, z głową w chmurach. Czasem słyszałem jak ćwiczy w klasie, zamkniętej na klucz, ale nigdy nie odważyłem się zapukać. Siadałem pod drzwiami i wsłuchiwałem się w melodie tłumione przez drewno, ale nadal tak samo tajemnicze i hipnotyzujące.
Brakowało mi jego irytującej, wścibskiej, bezpośredniej osoby, po prostu...!
Dzisiaj znowu ćwiczył. Położyłem dłoń na klamce i zawahałem się przez chwilę. W zasadzie tylko pierwszy raz sprawdzałem, czy drzwi są zamknięte...
Nacisnąłem klamkę. O Boże, otworzyły się...
Stał na środku klasy i grał. Nawet nie zauważył mojej obecności. Oparłem się o framugę drzwi i przymknąłem oczy.
...
Cholera. Znów nie zauważyłem, kiedy skończył. Gdy ponownie otworzyłem oczy przyglądał mi się obojętnie, ale nic nie mówił. Czekał na mój pierwszy ruch.
- Jak leci? - Głupiej już chyba nie mogłem zacząć. No cóż, poszło w eter.
Parsknął lekceważąco i odwrócił się ode mnie plecami.
- Mały, powiesz mi dlaczego znowu się na mnie obraziłeś? Bo czegoś tu nie rozumiem - mruknąłem niepewnie. Miałem pewne przypuszczenia, ale to było... raczej niemożliwe.
- Jeszcze się pytasz? - uniósł brwi. - A niby taki mądry... - znów ten lekceważący ton. Nie zamierzałem dłużej tego znosić.
- A może nie jestem aż tak mądry na jakiego się kreuję, co? - wysyczałem wściekle i w trzy sekundy znalazłem się przy nim stałem naprzeciwko a on odłożył instrument na bok i spojrzał na mnie wkurzony.
- Może rzeczywiście. Przypomnij sobie trzeci listopada, godzinę 21. Mówi ci to coś? - spytał, a w jego oczach znów zalśniły iskierki żalu.
- A może mi powiesz dlaczego aż tak bardzo cię boli moje życie prywatne? - wycedziłem. Naprawdę nie miałem ochoty na przypominanie sobie tej chwili.
- Ty jesteś najzwyczajniej w świecie tępy - westchnął. Przypominał mi trochę mnie sprzed kilkunastu dni. - Ale luz. Rozumiem. Ktoś musi być mądrzejszy. Skoro tak bardzo chcesz wiedzieć, to proszę...
Nagle, nie wiadomo kiedy jego ręce znalazły się na moim karku, a ja zostałem przyciągnięty do pocałunku. Była w nim jakaś stanowczość, a jednocześnie cała delikatność jaką miała w sobie jego osoba... Automatycznie objąłem go w talii i przyciągnąłem do siebie bliżej, oddając pocałunek.
Takiej chwili nie można nie wykorzystać.
Odsunął się ode mnie.
- Teraz już rozumiesz czy może wytłumaczyć ci to jeszcze dokładniej? - spytał przekrzywiając głowę. Chyba nadal miał do mnie o coś żal...
Westchnąłem i poczochrałem go po rudej czuprynie.
- Wiesz, Mały, tamto w szatni... Gdybyś wtedy nie przyszedł to pewnie on by mnie zgwałcił - wypowiedziałem to na głos. Zabolało. Widziałem, jak zamarł.
- J...jak to? To... - nagle stracił całą pewność siebie.
- Siedziałem wtedy w szatni bo czekałem aż ty przyjdziesz. Chciałem ci pogratulować - westchnąłem zrezygnowany. - Ale ktoś najwyraźniej postanowił wykorzystać fakt, że byłem wtedy trochę nieprzytomny. Zgadnijmy, czyja to była wina że nie mogłem się na niczym skupić, myślałem chaotycznie i nie mogłem poskładać myśli? Hm... - udałem że się zastanawiam.
- Michała? - zapytał nieśmiało, a ja straciłem resztki nadziei dotyczące jego inteligencji. Przyciągnąłem go do siebie i chwyciłem za brodę zmuszając, żeby spojrzał mi w oczy.
- Twoja, głupku - wyszeptałem. A potem nie byłem już zdolny do wypowiedzenia żadnego słowa, bo całowałem go z całym uczuciem, jakim go darzyłem.
Tak, ten irytujący, bezpośredni, głupi dzieciak...
- Kocham cię - szepnąłem i przytuliłem go do siebie. Chcę po prostu słuchać tego głosu, gadania o niczym, śmiechu...
Nie puszczę go.
Nigdy więcej.
- Wiesz, konkretnie to chodziło mi o to, że nie powiedziałeś nic na temat mojego występu ale za to miałeś czas na obściskiwanie się w szatni... - usłyszałem jego głos i miałem ochotę strzelić sobie w łeb. - No dobra, dobra, żartuję - wyszeptał i wtulił się we mnie mocniej.
Żart na jego poziomie - zaironizowałem w myślach.
- Ja też, Olek, ja też... - szepnął jeszcze cicho.
I jak tu nie kochać tego Małego?

*Kilka informacji odnośnie szkoły muzycznej:
Pierwszy stopień trwa 4 lub 6 lat, drugi następuje po tym cyklu i trwa kolejne 6. Posiada zwykły samorząd uczniowski, który zależnie od szkoły składa się zwykle z przewodniczącego, zastępcy i skarbnika, ew. jeszcze członka samorządu. W klasach jest podobnie, przedmioty takie jak np. Historia Muzyki odbywają się w klasach, a lekcje instrumentu - indywidualnie. W zależności od podziału klas (Jeżeli szkoła jest mała to wystarczy tylko na rok, czyli klasa 1 drugiego stopnia, 2, itp.) odbywają się lekcje w poszczególnych i czasem klasowe koncerty.
Szatnia jest raczej zamknięta, zwykłe wieszaki, kilka ławek, wygląda po prostu jak duży pokój - a przynajmniej tak miało być w opowiadaniu.
W każdym razie, pisałam to na podstawie swojej szkoły: P

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.plnaprawa siłowników hydraulicznych noclegi Mielno biuro rachunkowe