Anime Yaoi.

Wszystko o yaoi z anime ;)

Ogłoszenie

Rejestrujcie się, udzielajcie, budujcie z nami to forum! Każda pomoc mile widziana.

#1 2011-01-17 21:51:45

 Nojka

Administrator

Skąd: Głogów
Zarejestrowany: 2010-10-12
Posty: 34
Punktów :   
WWW

Gra bez zasad

Również na pojedynek na swiatyaoi.feen.pl ; P

Parring: Raito/L
Beta: Brak
Raiting: +13
Ostrzeżenia: Brak.
Długość: Miniaturka.


Teraźniejszość

Z chwilą, w której podniosłem notatnik zmieniło się wszystko.
Dotknąłem czarnej okładki, gładziłem wypukłe litery, chłonąłem każde zdanie zapisane na odwrocie.
Nie umiem opisać tego uczucia, kiedy wpisałem pierwsze imię do notatnika - strach wymieszany z satysfakcją, istna wybuchowa mieszanka odczuć.
A jednak... to było nic, w porównaniu z tym, co poczułem, gdy spotkałem ciebie.
Bezdenna czerń twoich tęczówek napotkała mój brąz. Zgubiłem się w twoich oczach. Nie mogłem się odnaleźć - nie wiedziałem gdzie jest góra, gdzie dół, gdzie lewo, a gdzie prawo. To była taka... żałosna bezsilność. Kiedy nie mogłem się ruszyć, czując, jak twoje spojrzenie wbija mi się w serce i sprawia, że uczucia karminowymi strużkami wpływają do moich oczu, ukazując je tobie. Prawie tak, jakbym stał przed tobą całkowicie obnażony. Paskudna bezsilność. Denerwująca. A jednak... uzależniająca.
Od początku byłeś inny. Przyciągałeś mnie do siebie całą swoją postawą, odmiennością, a później również, kiedy napisaliśmy egzaminy - inteligencją. Kiedy okazało się, że ty to L... Mogłem być bliżej ciebie. To był plus. Dodatkowo moje zaintrygowanie twoją osobą jeszcze bardziej wzrosło - stałeś się moją obsesją.
?Czułem, że nie mogę z tobą przegrać. W żadnej dziedzinie. Nie mogłem ci ulec, bo byłby to dla mnie koniec - wiedziałem, że przebywając z tobą igram z ogniem, stoję na krawędzi chwiejąc się. W każdej chwili mogłem się potknąć i wpaść do tej przepaści, jaką były twoje tęczówki. A jednak coś sprawiało, że nie mogłem się powstrzymać przed patrzeniem w nie. Tak silnego pragnienia jeszcze nie czułem. Mógłbym spędzić wieczność mając tylko twoje oczy - i byłbym dzięki temu... szczęśliwy.
A jednak.
Rywalizowaliśmy.
Uwielbiałem chwile, które ze sobą spędzaliśmy. I choć obaj wiedzieliśmy, do czego dążymy - nie poddawaliśmy się. To była niebezpieczna gra, w której ty miałeś przewagę. Ja już oszalałem na punkcie obsesyjnej czerni.
Tego dnia... zrozumiałem jedno.

Tydzień wcześniej.

- Spójrz, Light-kun! Pierwszy śnieg! - Uśmiecha się łagodnie, podnosząc głowę do góry i patrząc w niebo. Białe płatki opadają na jego smoliste włosy, zgrywając się z bladą cerą. Bije od niego spokój, choć doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co ma niedługo nastąpić. Jego ręka jest ciepła, mimo tego, że ma na sobie tylko kremową, cienką bluzę. Delikatne, złote światło latarni okala miękko jego sylwetkę. Onyksowe tęczówki wbiły się w moją sylwetkę, przebijając ją i naznaczając moje serce. Patrzy jeszcze przez chwilę na mnie - taka ufność! Odwraca wzrok, nie mówiąc nic i ponownie spoglądając na niebo. Kilka pojedynczych śnieżynek zatrzymuje się na jego twarzy i po chwili rozpuszcza, zostawiając tylko zimne kropelki. Wyglądają jak łzy.
- Drżysz - zauważam trafnie. Zdejmuję z siebie czarny płaszcz i zarzucam mu go na ramiona. Sam mam na sobie gruby sweter, ochraniający mnie przed zimnem. Przytulam go i czekam, aż jego ciałem przestaną wstrząsać lekkie drgawki. Podnosi głowę i zagląda mi w oczy.
- Dziękuję - westchnięcie ucieka z jego ust. Puszczam go i znów chwytam jego dłoń.
,,W trzymaniu się za ręce najpiękniejsze jest to, że po chwili zapominasz, która ręka jest Twoja. Zapominasz, że są dwie, nie jedna."*
Patrzę na niego, nie mogę się powstrzymać - patrzę na te kruczoczarne włosy, ciemne tęczówki, podkrążone oczy, lekko przygarbioną sylwetkę i myślę, że naprawdę go kocham.
Nie chcę go puszczać. Jeszcze nie teraz.
I tak nie zdążę się nim nacieszyć.


***

Wróciliśmy do jego pokoju. Gramy w szachy. Nie wiem dlaczego, ale połączenie czerni i bieli już na zawsze zapadło mi w pamięć jako ON - może ze względu na białą bluzę kontrastującą z tymi pięknymi, onyksowymi tęczówkami i włosami? A może dlatego, że to były ostatnie chwile, które spędziliśmy razem?
Przed rozpoczęciem partii wstał i przyniósł z kuchni wielką miskę z truskawkami, obok stawiając mniejszą, z bitą śmietaną. Nie mogłem oderwać wzroku od jego dłoni, kiedy podnosił owoc i zatapiał go w słodkiej substancji, by po chwili podnieść go do ust. Uśmiechał się do mnie łagodnie, ufnie.
Przesuwaliśmy pionkami po szachownicy, jednak najtrudniejszym było odeprzeć spojrzenie drugiego. Nawet Ryuzaki wyglądał, jakby sprawiało mu to ból. Raniłem go swoim spojrzeniem, ale był to miecz obusieczny - coraz trudniej było mi zachować stałą temperaturę wzroku, to jest nieprzenikniony chłód. Żaden z nas nie przegrał, żaden nie wygrał. Ani na polu szachowym, ani w prawdziwym życiu.
Podświadomie na pewno czułeś, że to ja jestem Kirą. Nie ukazywałeś tego, nie chciałeś potwierdzenia swoich domysłów...
... kochałeś mnie za bardzo, żeby dopuścić do siebie tę myśl.
Mogłeś mieć dowody mojej winy na pstryknięcie palcami. Jesteś zbyt inteligentny na zabawę w kotka i myszkę.
- Czerwień - mówisz, przyglądając mi się uważnie. Nie rozumiem.
- O co chodzi? - pytam, siląc się na uśmiech.
- Twoje oczy. Przesiąknięte krwią. - Dostrzegam w jego tęczówkach spokój, odnajduję swój kawałek nieba - jeszcze przez chwilę.
- Twoje są błękitne. Czyste. - Uśmiecham się do niego - tym razem szczerze. Widzę, jak do jego oczu nieśmiało puka radość, by po chwili wejść i rozpanoszyć się na dobre.
- Pierwszy raz widzę twój uśmiech.
- Nie żartuj sobie, Ryuzaki. Widziałeś go już wiele razy. - Mój śmiech rozbrzmiewa w pomieszczeniu. Jeżeli obaj wiemy, że to nasze ostatnie spotkanie, to jednocześnie obaj chcemy, żeby było ono beztroskie i spokojne.
- Nie, Raito. Tamto to był tylko grymas. To jest twój uśmiech... przecudowny. Czy to taki uśmiech mają bogowie?
Opuszczam głowę i uśmiecham się nadal, z nutką ironii.
- Szach mat, Lawliet - szepczę. Przymykasz oczy i przekrzywiasz zabawnie głowę.
- Ty też uległeś.
Teraz to ja zamykam oczy. Czuję, że wstajesz. Słyszę twoje kroki, które mimo, że ciche - nadal są słyszalne. Całujesz mnie, ale jest to tak delikatne i ulotne, że odczuwam ten moment jak muśnięcie skrzydeł motyla na wargach.
Otwieram powoli oczy. Dzielą nas zaledwie milimetry. Oddychamy tym samym powietrzem, czuję na ustach smak truskawek.
- To pożegnanie? - pytam i obdarzam go jeszcze jednym szczerym uśmiechem. Jest szczęśliwy. Widać to.
- Nie. To jest pożegnanie. - Prawie nie słyszę jego głosu, ale już nie muszę słyszeć niczego. Pochyla się i tym razem dba o to, żebym doskonale poczuł słodko-gorzki smak tego pocałunku.
Pełen namiętności taniec, od którego robi mi się gorąco i wiruje w głowie. Smak bitej śmietany i owoców miesza się ze sobą, dochodzi do tego jeszcze język największego wroga zostawiający gorzkawy posmak na podniebieniu.- Wiesz, że nienawidzę przegrywać... - Oddycha ciężko, kiedy wreszcie odrywa się ode mnie. Z moich ust ucieka zawiedziony jęk - dowód mojej słabości.
- Ja nienawidzę tego w takim samym stopniu.
- Czy zakończenie tego pojedynku remisem... będzie w porządku? - pyta z delikatnym uśmiechem na morelowych wargach. Chcę jeszcze raz poczuć smak truskawek.
- Kira nie uznaje remisów, L... - zaciskam dłonie na smolistych włosach, próbując uspokoić oddech.
- Czy chcesz tego, czy nie, Raito - szepcze wprost do mojego ucha - uległeś mi.
- Ale to ty się poddałeś - opieram się czołem o jego.
- W miłości ten, kto się podda, tak naprawdę wygrywa. - składa ostatni pocałunek na moich ustach i odchodzi. Staje obok stolika i wyciąga jedną truskawkę z miski, by po chwili nadgryźć ją.
Na szachownicy stoi przewrócony król w eskorcie nadal trzymającej się większości pionków na polu białym.
Na polu czarnym stoi dumnie król, podczas gdy pionki leżą porozrzucane dookoła. Przegrane.
- Ryuzaki, zasady tej gry są jasne. Kiedy następuje 'szach mat' i król zostaje zbity - przegrywasz - dopowiadam jeszcze i pochylam głowę z nikłym uśmiechem.
- Czy miłość nie rządzi się własnymi zasadami, Raito? - Nie odwraca się nawet wychodzi.
Ciągle czuję ten smak, w głowie mam obraz przyćpanego życiem i miłością człowieka. Miłość to paskudne uczucie. Pozbawiła go wszystkiego. Sprawnego umysłu, rozsądku i na końcu...
... życia.

Teraźniejszość.

Cały świat tonie dzisiaj w czerwieni wymieszanej z pomarańczą. Przy jego grobie stoi tylko nasza grupa - żadnej rodziny, przyjaciół, znajomych. Nie mogę opanować drżenia dłoni. Chowam oczy przepełnione bólem za grzywką, kiedy wszyscy odchodzą. Ja zostaję.
- Więc L w końcu przegrał... - Ryuuk patrzy na mnie z wahaniem. Uśmiecham się.
- Wygrał. - Patrzy na mnie zdumiony.
- Co... o czym teraz mówisz, Raito?
- Pozostawił po sobie pustkę. W gruncie rzeczy mi pomógł. Teraz już nikt mnie nie powstrzymuje, nie mam serca. Zabrał je ze sobą. Niczyje oczy nie robią mi wyrzutów sumienia, a ja mogę stać się...
... bogiem nowego świata.
- Dziękuję - szepczę jeszcze i odchodzę. Za mną leci zdziwiony shinigami, ale nie odzywa się.
Rdzawy liść opadł na wodę w fontannie. Błękit i czerwień. Przecudowne połączenie kolorów, wzajemne dopełnienie, kontrast i jednoczesne zgranie.
Czyż miłość to nie jedna z najbardziej ryzykownych, niebezpiecznych i trudnych gier? Gra bez zasad. W każdej chwili może zmienić się wszystko. I nawet, jeżeli król pozostaje zbity, nie oznacza to przegranej.
Obaj tak nienawidzimy przegrywać. A jednak... wygrałeś. Pozbawiłeś mnie namiastki euforycznego szczęścia, której doznawałem tylko, gdy wygrywałem, i tylko... gdy mogłem zaglądać w twoje tęczówki.
Miłość to paskudne uczucie. Pozbawiła mnie wszystkiego. Sprawnego umysłu, rozsądku i na końcu...
... życia.**
- Ryuuk, to już tylko kilka dni, prawda? - pytam, ale ten tylko wzrusza ramionami. Nie może mi powiedzieć. Słusznie.
Niedługo się spotkamy, Lawliet.

* Cytat Jonathana Carrolla z książki ,,Dziecko na niebie"
**Celowe powtórzenie z fragmentu sprzed chwili.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.plnaprawa siłowników hydraulicznych noclegi Mielno biuro rachunkowe